Nigdy nie potrafiłam pisać. Czytać jak najbardziej potrafię i lubię. Przez większość życia pasowałam wszędzie tam gdzie byłam. Dziś nie mogę się nigdzie dopasować. Mam 25 lat i chciałabym zacząć żyć, tak po prostu. Bez kredytu, zmartwień i kłótni. Tego bloga piszę dla siebie. Muszę wyrzucić gdzieś w eter te wszystkie uczucia i myśli, które mną targają, bo inaczej wybuchnę. A chciałabym jeszcze trochę pożyć. Toż to dopiero 25 lat ...
Każdy dzień jest taki podobny, prawie identyczny, a powodów do sprzeczek i kłótni jest codziennie więcej. Czasami zastanawiam się jaki sens ma wieczne narzekanie. Czy naprawdę gdzieś w nas jest jeszcze ta miłość? Czy dalej walczymy o wspólne szczęście? Minęło już 7 lat odkąd zaczęliśmy to całe przedstawienie. Ty spokojny, cichy, systematyczny. Ja wulkan energii, głośna, centrum chaosu. Jakimś cudem, gdy spotkaliśmy się w tamtym amfiteatrze, podczas picia piwa i słuchania rapu, zaryzykowaliśmy. Patrzyłeś w moje oczy i widziałeś laskę słuchającą rapu, chodzącą po górach i potrafiąca odnaleźć się w każdej sytuacji. Zagadałeś, kupiłeś czekoladę i poszło. Tak zaczęła się wielka miłość, która każdego dnia wygryza kawałek mnie, przeżuwa i wypluwa.
Nigdy nie lubiłam biegać. Sport uwielbiam. Siatkówka, rolki, rower. TAK!!! Bieganie? Nie, dziękuję. Nagle ostatnio włożyłam w uszy słuchawki i wyszłam. To było tylko moje 30 minut. Moje i mrozu. W końcu piękną mamy zimę tej wiosny. Biegłam i wszystko czym się zamartwiam i czego chcę gdzieś odpływa. Nikt nie truje dupy. Nie pyta czy już wszystko OK. Nie muszę udawać, że już się nie gniewam. Po prostu biegnę i mam pustą głowę. 
Idę biegać. Wracam jak mi się trochę napełni w głowie.

Komentarze